Bitwa o serca i umysły, cz. 2

Wśród wszystkich najważniejszych instytucji, które wywierają największy wpływ na arabską opinię publiczną – meczet, prasa, szkoły – najnowszą i być może najbardziej rewolucyjną jest al-Dżazira, wszecharabska satelitarna telewizja informacyjna, która podczas wojny z terroryzmem zaczyna odgrywać tę samą rolę, co CNN w czasie wojny w Zatoce Perskiej. Większość Amerykanów odkryła ją w ubiegłym tygodniu, kiedy sieci telewizyjne w Stanach Zjednoczonych pokazały jej materiały otrzymane od al-Kaidy, organizacji bin Ladena, i będące wyłącznie w jej posiadaniu zdjęcia wideo z bombardowania Afganistanu. (W Stanach Zjednoczonych CNN, która kapitałowo związana jest z „Timem”, ma z al-Dżazirą specjalną umowę na pierwszeństwo emisji jej materiałów, ale w końcu zgodziła się, by konkurencyjne stacje również pokazały te zdjęcia). Założona w 1996 w Katarze, niewielkim emiracie na Półwyspie Arabskim (jej nazwa to po arabsku „półwysep”), al-Dżazira szybko stała się wyjątkowym zjawiskiem, wyróżniając się swą otwartością, wysokiej klasy dziennikarstwem i śmiało wygłaszanymi opiniami.

Tym, co najbardziej drażni niektórych obserwatorów, są właśnie te opinie, przedstawiane zwłaszcza podczas popularnych, swobodnie prowadzonych programów typu talk show, na przykład „W przeciwnym kierunku”. [To tak jak] dyskusja na temat sterydów w programie „Crossfire” – mówi Jon B. Alterman, ekspert do spraw Bliskiego Wschodu w amerykańskim Instytucie Pokoju z siedzibą w Waszyngtonie. W wielu dyskusjach w tej telewizji poglądy różnicują się od antyamerykańskich do zaciekle antyamerykańskich. Colin Powell, jeden z niewielu wysokich rangą amerykańskich polityków występujących w telewizji al-Dżazira, nakłaniał emira Kataru i założyciela tej stacji, szejka Hamada bin Khalifa al Thani, by powstrzymał tę antyamerykańską retorykę. Rządy państw arabskich wycofały swych ambasadorów z Kataru, ponieważ al-Dżazira nadawała opinie krytyczne wobec tych rządów.

Okazało się jednak, że dzięki swej kontrowersyjności i związanej z nią pewnej niezależności, telewizja zdobyła około 35 milionów arabskich widzów. Jak mówi Abdullah Fahd, student prawa islamskiego w Rijadzie w Arabii Saudyjskiej: al-Dżazira to jedyne miejsce, gdzie można się dowiedzieć, co się dzieje. Ponadto al-Dżazira jako jedyną stacja ma dostęp do bin Ladena, który poprzez posłańca dostarcza jej nagrania wideo. Otrzymują je również talibowie, którzy przyznali al-Dżazirze wyłączność na nadawanie na terenie Afganistanu. Te materiały, wśród których są zdjęcia ciężko poparzonych dzieci w szpitalu w Dżalalabadzie, robią silne wrażenie i mogą być użyteczne dla talibów. Dyrektor naczelny stacji Mohammad Jassem al-Ali zaprzecza jednak, by jego telewizja była wykorzystywana i broni pomysłu nadawania materiałów al-Kaidy: nie znaczy to, że utrwalamy punkt widzenia bin Ladena. Każda sieć telewizyjna zrobiłaby to samo.

Otóż niekoniecznie. W ubiegłym tygodniu na prośbę amerykańskiego rządu telewizyjne sieci informacyjne w Stanach Zjednoczonych zgodziły się nie nadawać nie zmontowanych materiałów al-Kaidy bez uprzedniej kontroli. Niewiele pojawiło się głosów, które kwestionowały zasadność obaw, że na tych taśmach mogą znajdować się zaszyfrowane informacje bin Ladena dla grup terrorystycznych. Ale inny argument – że emisja tych materiałów może zdemoralizować Amerykanów i przybliżyć przesłanie bin Ladena widzom z wielu krajów – prowokuje do pytania, czy podczas tej wojny amerykańskie sieci informacyjne powinny tylko zatajać niebezpieczne informacje, czy również tłumić wrogą retorykę. Pojawia się również pytanie o strategię. Dlaczego z takim wysiłkiem kontrolujemy te informacje w naszym kraju, gdzie rząd zyskał bezprecedensowe poparcie, a tak niewiele robimy w tej sprawie w ważnym regionie świata, w którym Stany Zjednoczone spotykają się z otwartą wrogością?

Zdaniem niektórych ekspertów, dzieje się tak dlatego, że Stany Zjednoczone nie mają przesłania, które mogłoby zostać dobrze przyjęte przez świat islamu. Ameryka, gdy zwraca się do szerokich rzesz Arabów, może być zainteresowana podkreślaniem swej „wolności i tolerancji”, mówi Charlotte Beers z Departamentu Stanu. Ale kiedy buduje koalicję, zabiega również o wojskowe i strategiczne poparcie niedemokratycznych i często nietolerancyjnych reżimów. Jak mówi Richard Bulliet z Uniwersytetu Columbia: Nie mamy przesłania, które służyłoby zarówno naszym doraźnym, militarno-strategicznym interesom, jak i szerszym narodowym celom, obejmującym kontakty między społeczeństwami w dłuższej perspektywie.

Stany Zjednoczone podjęły w Afganistanie pewne działania na krótką metę, w których chodzi nie tyle o jakieś poważniejsze kwestie ideologiczne, ile o to, żeby pokazać się z dobrej strony i nastawić ten kraj bardziej przyjaźnie przed wkroczeniem amerykańskich żołnierzy. Commando Solo, wojskowy samolot transportowy zamieniony w latającą stację radiowo-telewizyjną wartą 70 milionów dolarów będzie nadawał komunikaty do mieszkańców Afganistanu, że nie oni są celem ataków, lecz talibowie. „Time” dowiedział się, że CIA dostarcza przenośne odbiorniki radiowe, które będą zrzucane z samolotów lub przywożone ciężarówkami, by Afgańczycy mogli słuchać audycji nadawanych przez Commando Solo. Dla tego w dużej mierze niepiśmiennego społeczeństwa amerykańska jednostka do spraw wojny psychologicznej wydrukowała setki tysięcy ulotek z mnóstwem ilustracji. Decyzja o tym, by oprócz bomb zrzucać żywność była fortelem obliczonym na pozyskanie serc i umysłów. Podobny cel miało ubiegłotygodniowe oświadczenie prezydenta Busha o funduszu dla afgańskich dzieci, który zasilają jednodolarówki wpłacane przez dzieci w Stanach Zjednoczonych.

Ów fundusz może podbić niektóre serca. O umysły zaś najgorliwiej walczył w mediach brytyjski premier Tony Blair, który w ubiegłym tygodniu rozmawiał z telewizją al-Dżazira, nazajutrz po emisji wystąpienia bin-Ladena. Wysłał również polemiczny artykuł do arabskich gazet, w którym przedstawia argumenty przeciwko bin Ladenowi sięgając do tradycji islamu: Prorok Mahomet (niech Bóg ma go w swej opiece) tak oto rzekł do swych armii: „nie zabijajcie kobiet, dzieci i tych, którzy nie walczą”.

Administracja Busha rozważa, choć raczej ostrożnie, możliwość zaoferowania telewizji al-Dżazira wywiadu z prezydentem. Zapewne potrzeba wielu lat, by wzburzeni Muzułmanie wyraźnie zmienili swą opinię o Stanach Zjednoczonych. Ale rząd zadowoli się mniejszym osiągnięciem. Jak mówi Charlotte Beers: Będę bardzo szczęśliwa, jeśli [potencjalni kandydaci na terrorystów] powiedzą: „Wiemy, kim jesteście. Nie chcemy mieć z tym nic do czynienia, ale nie pragniemy was zabijać”.